Przeżycie jedności w teatrze: Synostwo Mistrza Eckharta
Antyczna myśl grecka odsłania teatr od strony sceny. Myśl chrześcijańska spogląda od strony widowni. W pierwszym przypadku sztuka rozumiana jest jako “rzemiosło” (techne) i stanowi przedmiot rozważań teoretycznych. W drugim – jest “świadectwem” i dostarcza widzowi powodów do “zachwyceń” (delectatio). Formą, w jakiej wyrażał się grecki filozof był uczony monolog; natomiast wierzący chrześcijanin dokonywał wyznania. Filozoficznemu systemowi starożytnych przeciwstawiali chrześcijanie wydarzenie osobiste; abstrakcyjnej teorii – konkretną życiową sytuację. Studiując teatr antyczny skupia się zwykle uwagę raczej na poglądach niż biografiach autorów zachowanych pism. Taka metoda nie może jednak prowadzić do zrozumienia istoty fenomenu sztuki chrześcijańskiej ufundowanej, jak cała religia, na żywym zdarzeniu historycznym. W tym wypadku jedynie poprzez uchwycenie sensu faktycznych doświadczeń życiowych człowieka wierzącego można było dostąpić wglądu w chrześcijańską rzeczywistość i rozpoznać w tym świecie miejsce zajmowane przez sztukę.
Rozdźwięk pomiędzy aktorem, sceną i widownią jest fundamentalny. W realnym przeżyciu teatralnym owa separacja, choć nigdy nie bywa zniesiona zupełnie, w pewnym sensie traci przestaje odgrywać rolę – napotykanie Innego twarzą-w-twarz (jako kogoś radykalnie Obcego) prowadzi ku doświadczeniu szczególnej Jedności. Nie konstytuuje się w trakcie tego wydarzenia żaden nowy byt. Aktor dalej pozostaje aktorem, scena – sceną, a widz – widzem. W tych ulotnych chwilach, kiedy przedstawienie “chwyta” widownię, pomiędzy tymi bytami wytwarza się jednak głęboka i bezpośredni więź, a to, co wówczas jest, nie daje się zredukować do żadnego z elementów relacji. Wszelki dystans ulega unicestwieniu, podobnie jak czas. Przestrzeń przestaje być dostrzegalna, znika bowiem wszystko, co chciałoby tylko pośredniczyć w tym radykalnie bezpośrednim spotkaniu. Obrazy przestają być rozróżnialne, a nawet więcej: nikt nie chce ich dostrzegać. Ani aktor nie może się uważać za wyłącznego sprawcę tego zdarzenia, ani widz, ani scena. Nikt nie pyta “dlaczego” coś się dzieje, bo wszystko staje się jakby “w drodze”. Idziemy górskim szlakiem i nagle widzimy przed sobą przestrzeń, która zapiera dech. Stajemy oniemiali w zachwyceniu. Ta chwila trwa, choć nie jesteśmy tego wcale świadomi. Doświadczamy jednak uczucia niczym nie zmąconej, radosnej pełni własnego istnienia. To moment całkowitego wyzwolenia. Potem nagle wszystko się urywa. Idziemy dalej. Ostatecznie w teatrze chodzi o to samo: aby przedrzeć się poza przedstawiane obrazy, poza hierarchie i różnicę, poza teatr; aby przedrzeć się do siebie.
- SYNOSTWO MISTRZA ECKHARTA
1.Istotą teatralnego przeżycia JEDNOŚCI jest wyjście poza teatr. By móc owo tajemne przeżycie pomyśleć, myśl sama udać się musi w drogę. Opuszczam więc teatr. Moim przewodnikiem w tej szczególnej, bo myślowej wędrówce będzie pewien niezwykły mnich z zakonu dominikanów, który żył na przełomie trzynastego i czternastego wieku i który, choć był głęboko religijny, od sześciuset lat pozostaje wyklęty przez oficjalny kościół chrześcijański . W czasach pełnego rozkwitu myśli scholastycznej i na długo przed Heideggerem czy Derridą, ów uczony teolog proponował program dekonstrukcji tak radykalnej, że – choć w tamtych czasach nikt nie mógł tego wiedzieć – jego idee często bardziej wydają się zbieżne z poglądami buddyjskich filozofów Zen, niż na przykład dostojnego współbrata, również dominikanina, Tomasza z Akwinu. A przy tym piastował Eckhart najwyższe stanowiska we własnym zakonie, musiał więc być obdarzony niewątpliwymi talentami administracyjnymi, sporo podróżował, miał znajomych pośród królewskich rodzin, był uczonym powszechnie uznanym i szanowanym kaznodzieją. Niektóre ze swych rewolucyjnych kazań mówił do… mniszek , zaś najodważniejsze z nich, Beati pauperes spiritu, skomponował i wygłosił w tym samym czasie, gdy przed trybunałem inkwizycji toczył się proces w sprawie jego poglądów. Nie dożył jednak dnia 27 marca 1329, kiedy papież Johannes XXII ogłosił Bullę In agro dominico potępiającą 28 mniej lub bardziej dokładnych cytatów z jego wypowiedzi.
Po ojcu, panu Hecehardus, rycerzu z Hochheim (dominus Hecehardus miles de Hochheim) przejął imię Ecehardus (w poprawnym niemieckim Eckehart), tytuł meister (wulgarna wersja łacińskiego magister, “nauczyciel”) otrzymał po skomentowaniu Sentencji Piotra z Lombradu od uniwersytetu w Paryżu, na którym zresztą potem, w latach 1302-1303 i 1313-1314 wykładał teologię. Mistrz Eckhart pierwszy uczciwie przemyślał konsekwencje chrześcijańskiej doktryny o wcieleniu do samego końca, a uczynił to czerpiąc obficie zarówno z pism Ojców Kościoła i filozofów greckich (przetłumaczonych na łacinę), jak i ze źródeł żydowskich oraz arabskich. Nie tyle był myślicielem rewolucyjnym, co raczej rzetelnym i odważnym. W centrum jego niezwykle dynamicznej myśli stoi koncepcja “przełomu” (durchbruch ): na drodze w kierunku radykalnej dekonstrukcji nie tylko świata, ale też człowieka i Boga, jego intelekt nigdy nie znajduje spoczynku, nie zadawala go ani to, co jest, ani to, co można choćby tylko pomyśleć. “Przełamuje” się wciąż dalej, zaś rejony, w które ostatecznie dociera przypominają buddyjską nirwanę i doświadczenie satori, “otwarcie nowego oka” .
Ale dekonstrukcja czy filozofia negatywna to tylko jedna, praktyczna strona projektu Mistrza Eckharta: stanowi o drodze, nie zaś o celu drogi. Prawdziwym fundamentem myśli Eckharta jest koncepcja SYNOSTWA . Jeśli bowiem, upraszczając, sposobem bycia w świecie greckim było bycie Uczniem, zaś w Rzymie – Klientem, to w rzeczywistości chrześcijańskiej, wedle Mistrza Eckharta, człowiek winien być na sposób Syna. Chrześcijaństwo ufundowane zostało na jednym istotnym wydarzeniu: Bóg objawił się na ziemi w postaci śmiertelnego człowieka, który będąc Synem Bożym cierpiał, jak człowiek, przez człowieka został zabity i zmartwychwstał. To człowiek był wyłącznym powodem owego przyjścia. Bóg jest Bogiem człowieka, zaś Chrystys, Syn, to nie tylko sposób, w jaki Bóg pozwolił się człowiekowi poznać, ale i zadanie jakie przed człowiekiem postawił. W jednym z kazań powiada Mistrz Eckhart, że człowiek rodzi się dwa razy: raz do świat, a drugi raz od świata, to jest, duchowo w Bogu. Wiara to stawanie się Synem Boga, stawanie się kimś innym, niż był człowiek dotąd .
2.Być na sposób Syna to zarazem być i nie być podobnym do Ojca. Greckie pojęcie podobieństwa różniło się od takiej koncepcji radykalnie: antyczny uczeń przypominał nauczyciela tylko dlatego, że uczył się tego samego, co wiedział nauczyciel. Ta sama była nie ich istota, ale wiedza. To, co ich obu łączyło, to termin trzeci. Relacja między nimi nie była bezpośrednia . Uczeń i mistrz, choć wiązała ich wiedza, pozostawali jednak do końca różnymi osobami. Podobieństwo było więc w tym wypadku fundowane na radykalnym odróżnieniu, zaś modelem tej relacji był stosunek homoseksualny, w trakcie którego nauczyciel “zapładniał” ucznia wiedzą. Płodność mogła się realizować jedynie na poziomie idealnym, nie rodził się z takiego związku Syn. Uczeń był do nauczyciela podobny, choć w istocie obaj byli różni. Podobieństwo było w tym wypadku wspólnym uczestnictwem w czymś trzecim, na przykład w platońskiej idei.
Metafora o mistrzu i uczniu pojawia się także u Mistrza Eckharta, w kazaniu Videte quale caritatem, podlega tu zupełnie odmiennej interpretacji: “Bóg sprawia, że możemy Go poznać, i sprawia, że Go poznajemy poprzez Jego własny akt poznania, i Jego bycie jest Jego poznaniem. To, że On sprawia, iż mogę poznawać i moje poznawanie, to jedna i ta sama rzecz. I dlatego Jego poznanie jest moim, tak jak jest jednym i tym samym w mistrzu, który naucza i uczniu, który jest nauczany. I skoro Jego poznanie jest moim i skoro Jego poznanie jest Jego substancją, Jego naturą i Jego byciem, wynika stąd, że Jego bycie i Jego substancja i Jego natura moje są, jestem więc Synem Bożym” . Nauczyciel i uczeń jednoczą się całkowicie w tak pojmowanym procesie nauczania. Stanowisko Eckharta wyróżnia przede wszystkim założenie, iż nauczyciel nie ma żadnego innego “bycia” poza samą wiedzą. Nauczyciel jest wiedzą, ani mniej, ani więcej; nie może istnieć inaczej niż tylko będąc wiedzą. A ściślej, to, co istnieje to nie tyle wiedza, co raczej sam proces przekazywania wiedzy. Mowa jest przecież o nauczaniu. Uczeń, nabywając wiedzę, również cały staje się ową wiedzą. Nie ma więc dwóch różnych substancji, mistrza i ucznia, a jest tylko proces przekazywania wiedzy: wydarzenie. W trakcie nauczania Inność została zniesiona. Uczeń staje się podobny do mistrza w sposób istotny. Różni się od nauczyciela tylko tak jak Syn różni się od Ojca.
Relacja pomiędzy Synem i Ojcem nie może nie być bezpośrednia. Ojciec przekazuje Synowi to, co najważniejsze: obdarza Go życiem. Ojciec żyje dalej w Synu. Interesujące by było zastosowanie takiego modelu podobieństwa do pracy aktora nad rolą. Tadeusz Różewicz powiedział przed laty o aktorach Jerzego Grotowskiego, że rodzili swe role na scenie. Artysta, uznając w sobie “syna”, postać ze sztuki, mógłby się przeobrazić w Innego pozostając nadal sobą. Ale owo przeobrażenie dokonać by się musiało nie od zewnątrz, ale niejako od środka. Narodzić w sobie Innego to stać się Nim w sposób szczególny, to stać się poniekąd własnym “synem” lub własną “córką”.
3.Wokół pojęcia SYNOSTWA konstruuje Mistrz Eckhart własne i oryginalne rozumienie JEDNOŚCI. Stawanie się syna człowieczego Synem Bożym nie było bowiem dla Mistrza Eckharta jakąś tylko alegoryczną prawdą. Był to proces realny! Na potwierdzenie cytował Eckhart Drugi list do Koryntian Świętego Pawła: “coraz bardziej jaśniejąc, upodobniamy się do Jego obrazu” , zaś teoretyczne podstawy swych poglądów wyłożył po łacinie w komentarzu do Ewangelii według świętego Jana, Expositio sancti evangelii secundum Iohannem: “Z kolei trzeba zauważyć, że jeśli ŤSłowo stało się ciałemť, żeby zamieszkać w nas (J 1.14) … i jeśli Ťzesłał Bóg Syna swego, zrodzonego z niewiastyť (Ga 4.4), Ťabyśmy mogli otrzymać przybrane synostwoť (Ga 4.5), stosowne wydaje się w tym wypadku następujące uzupełnienie: Boża Mądrość łaskawie raczyła także stać się ciałem, aby bycie ciałem stanęło niejako pomiędzy pojawianiem się Boskich Osób i produkowaniem stworzenia i w obu naturach miało udział. Dlatego bycie ciałem jest przykładem wiecznej emanacji i modelem dla całej niższej natury. W związku z tym również przy wyjaśnianiu Pisma Świętego całkiem słusznie można się powoływać na fakt, że zgadza się z nim także i to, co filozofowie napisali o naturze rzeczy i jej właściwościach, bo z jednego źródła i jednego korzenia prawdy pochodzi wszystko, co jest prawdziwe czy to w byciu czy poznaniu, tak w piśmie jak w naturze. To, czego uczą Mojżesz, Chrystus i filozof [Arystoteles] jest zatem jednym i tym samym, różnią się oni tylko co do sposobu: tak jak to, co wiarygodne, to, co dopuszczalne albo prawdopodobne i prawda” .
Cielesność nie zostaje potępiona, jest drogą po której wędrują wspólnie żydowski prorok, Chrystus i antyczny myśliciel. JEDNOŚĆ zostaje ufundowana na całej dostępnej człowiekowi wiedzy. Doświadczenie cielesności jest kluczowe, bo tylko tak Chrystus spotkać może proroka i filozofa: w ciele wszyscy jesteśmy w pewnym sensie tacy sami i każdy z nas jest czyimś synem. Możemy ze sobą rozmawiać.
Postać Jezusa Chrystusa stanowi najgłębszy motyw wiary wedle Mistrza Eckharta. Ciągłe aktualizowanie narodzin Syna otwiera przed człowiekiem prawdziwą możliwość powiązania wiary z wiedzą. Jezus to bowiem także Logos (Słowo), na którym ufundowane zostało całe stworzenie i całe zbawienie stworzenia. Wiarę można wyrazić “jedynie w formie deklaracji”, nadzieję “jedynie w formie obietnicy” . Człowiek, jako byt stworzony nie tyle posiada samego siebie, co raczej sobie siebie przywłaszcza. W akcie stwarzania otrzymujemy siebie w darze. Człowiek to “ikona Boga”. Głosił Mistrz Eckhart: “Obraz nie jest ani z siebie samego, ani nie jest dla siebie. Pochodzi raczej od tego, czego jest obrazem. Przynależy do tego czegoś ze wszystkim, czym jest. Ani nie należy do tego, co obce jest temu, czego jest obrazem, ani od tego nie pochodzi. Obraz bierze swe bycie bezpośrednio od tego, czego jest obrazem, ma z nim jedno bycie i jest to to samo bycie… Każdy obraz ma dwie właściwości. Pierwszą jest to, że bez udziału woli otrzymuje swe bycie od tego, czego jest obrazem. Pojawia się bowiem w sposób naturalny, wykwita z natury jak gałąź z drzewa. Kiedy twarz znajdzie się przed zwierciadłem, musi w nim zostać odbita, czy chce tego, czy też nie chce” .
Drugą właściwością jest podobieństwo (glicheit). A zatem obraz, po pierwsze, nie istnieje z siebie: nie ma własnego “bycia”, jego “bycie” pochodzić musi bowiem od Innego, który stanowi pierwowzór. Obraz oryginalnie nie istnieje, zaś jedyny sposób w jaki może on w ogóle istnieć określa Eckhart terminem uzganc (wyjście). Po drugie, obraz nie istnieje dla siebie, jest całkowicie zależny od swego pierwowzoru.
Syn Boży jest tylko jeden. Wedle Mistrza Eckharta ci, którzy odróżniają jednego Syna, Jezusa Chrystusa Syna Bożego, od drugiego, człowieczego Syna Bożego, popełniają błąd. Przez wszystkie rodzaje Synostwa rodzi się bowiem zawsze w człowieku tylko jeden Syn. Zwierciadła, trzymane przed JEDNYM ludzkim obliczem, bez względu na ich ilość, zawsze odbijają to samo oblicze .
JEDNOŚĆ w ujęciu Mistrz Eckharta to jednak przede wszystkim JEDNOŚĆ wiary i wiedzy, co odpowiada teatralnemu doświadczeniu jedności emocji i rozumienia. Przyjęcie greckich terminów filozoficznych bardzo się chrześcijańskiej mistyce przysłużyło (przesłanie Nowego Testamentu zostało nam przekazane w języku greckim!). Ruchy monastyczne wczesnego średniowiecza stanowiły rodzaj philosophia Christi. Jedną z głównych sił napędzających scholastykę był spór pomiędzy auctoritas i ratio. Przykładowym rozwiązaniem walki “rozumu” z “wiarą” było stanowisko Piotra Damiani (1007-1072), który uczynił z filozofii, pojmowanej jako świecki sposób myślenia, sługę teologii. Na pytania w rodzaju: jak mają się do siebie objawienie i intelekt, wiara i wiedza, teologia i filozofia, Tomasz z Akwinu czy Abelard mieli zazwyczaj jedną odpowiedź – philosophia ancilla theologiae (filozofia niewolnicą teologii). W tym kontekście łatwiej nam przychodzi zrozumieć niezwykłość stanowiska zajmowanego przez Mistrza Eckharta.
Mistrz Eckhart próbuje pomyśleć wiarę w taki sposób, który by był wiary godzien. Idzie o to, aby w myśleniu wznieść się na poziom wierzenia i myśleć tak, by nie trzeba było ani uciszać intelektu, ani niwelować wiary. Na tym poziomie intelekt będzie mógł odbierać charakterystyczną dla doświadczenia wiary oczywistość tego wszystkiego, co objawia się w ciszy i pustce . Motywy tej koncepcji znaleźć można wcześniej u Augustyna , nowością jest jednak ufundowanie całego myślenia na idei SYNOSTWA.
- DROGA
Żeby przekroczyć granice stawiane nie tylko przez “byt” i “bycie”, ale też przez intelekt, myśl sama musi się udać w tę drogę, bo inaczej nie da się owej drogi pomyśleć. Taki “przełom” nie mógł się jednak dokonać w pisanych po łacinie traktatach , nie tylko z przyczyn bezpieczeństwa – to nie wierni parafianie doprowadzili do procesu Mistrza Eckharta, ale uczeni współbracia i to nawet nie ci najbardziej ortodoksyjni. W czasach rozkwitu ruchów heretyckich najgłośniej wyrażali swe oburzenie inni mistycy . Dopiero język niemiecki pozwolił Mistrzowi Eckhartowi wyrazić swoje najgłębsze myśli. Eckhart używa tego języka w sposób niezwykle twórczy, wymyśla własne pojęcia i konstruuje nowe terminy. Dzieła łacińskie wyznaczają drogę, dzieła niemieckie zapraszają w podróż . W większości są to kazania adresowane wprost do słuchaczy, co nadaje im formę szczególną. Prostota języka owych kazań, a przez to siła ich przekazu, w połączeniu z odwagą myślenia stawiają to dzieło pośród wybitnych dokonań literackich ludzkości.
Oto główne elementy “drogi” Mistrza Eckharta:
nihtes niht
Mistrz Eckhart wierzył w Boga tak bardzo, że na początek zakwestionował istnienie czegokolwiek poza samym Bogiem. Wszystko dlatego, że radykalizm rozdźwięku pomiędzy człowiekiem i Bogiem doprowadził do konsekwencji ostatecznych. Posłuchajmy fragmentu kazania Omne datum optimum: Alle creaturen sint ein luter niht. Ich spriche niht, daz si kleine sin oder iht sin: Sie sint ein luter niht. Swaz niht wesens enhat, daz ist niht. Alle creaturen hant kein wesen, wan ir wesen swebet an der gegenwarticheit gotes. Kerte sich got abe einen ougenblik, so wurden sie ze niht (“Wszystkie stworzenia są czystą nicością. Nie mówię, że są małe czy że w ogóle są czymś: Są czystą nicością. Co nie ma bycia, jest nicością. Wszystkie stworzenia nie mają żadnego bycia, ich bycie zależy od obecności Boga. Niechby się tylko Bóg na chwilę odwrócił, zaraz popadną się w nicość”).
Cała myśl Eckharta ufundowana jest na głębokiej wierze w istnienie Boga. Skoro zaś “Bóg jest byciem” (Deus est esse ), nie może istnieć nic innego, bo gdyby cokolwiek samo w sobie istniało, nie mogłoby się różnić od Boga absolutnie (“bycie” zawsze by ich jakoś łączyło). Jednak zarówno my, ludzie, jak i świat istniejemy. To prawda, ale istniejemy nie z samych siebie! Tylko Bóg Stwórca, który posiada zupełny monopol na “bycie”, jest w mocy obdarzyć tym “byciem” stworzenia czyli stworzyć świat z niczego. Człowiek, podobnie jak cały wszechświat, otrzymuje swe bycie jedynie w dzierżawę (ze borge ). Sam z siebie człowiek to nicość (nihtes niht).
Przyjrzyjmy się krótko językowi, jakiego używa Mistrz Eckhart. Sposób bycia wszelkich stworzeń oddaje on terminem niht (nic). Niht to rzeczownik zaprzeczony: ne- + iht (coś, cokolwiek). Stworzenie nie jest “czymś” (iht), jego iht pozostaje u Boga. Nicość pojedynczego stworzenia określa natomiast Eckhart zwrotem nihtes niht (nie-byt): indywidualny byt nie jest, bo nie posiada własnego ihtes iht (tego czegoś). Owo “coś” (iht) otrzymują jednak stworzenia w darze od Boga. Nie zmienia to jednak faktu, że ich “byt” (iht) to wciąż “nic” (niht). Uzer gote enist niht dan niht aleine (“Poza Bogiem jest nic i tylko nic”). Tożsamość w przypadku stworzeń to nie prostą tautologia: Coś=Coś, ale Coś=Nic. Jedynie w Bogu mogą stworzenia uzyskać własną tożsamość. Trzeba więc spytać o sposób bycia Boga.
Właściwe imię Boga to wesene: “Jestem: tu [tekst] mówi o wesene. Mistrzowie powiadają: wszelkie stworzenie może powiedzieć Ja; to słowo jest uniwersalne. Ale sum (jestem) jest inne: nikt nie może wymówić go właściwie poza samym Bogiem” .
W czasach Eckharta wesene znaczyło niekiedy “egzystencja” (scholastyczne ens commune czyli “byt bytów”, jako rzeczownik i esse, “bycie”, jako czasownik), a niekiedy “istota” (takie też jest generalne znaczenie tego terminu obecnie). W słownikach ówczesnej niemczyzny pierwszym odpowiednikiem wesene jest bleiben (zostać, zachować), zaś jego imiesłowem współczesnym jest anwesend (obecny). Wesene opisuje więc takie wydarzenia czy procesy, w trakcie których ujawnia się w pełni to, co istotne, następuje spełnienie . Bóg Stwórca spełnia się poprzez stwarzanie. Tożsamość może więc być pomyślana jako “wydarzenie”, geschehen. Mistrz Eckhart wyprowadzał geschehen, podobnie jak czynić to będzie później Heidegger, od schicken (posyłać). Owo wy-darzenie konstytuuje jednak zarówno człowieka jak i samego Boga Stwórcę: tożsamość zostaje im niejako “przesłana”, zostają nią ob-darzeni. So diu geburt geschihet…wan ez geschihet uber zit in dem tage der ewicheit (“narodziny wydarzają się… wtedy, kiedy się wydarzają, ponad czasem w dzień wieczności”).
abegescheidenheit
Oddalony od Boga, człowiek przebywa na codzień w krainie unglicheit (niepodobieństwa), czyli regio dissimilitudinis, mówiąc słowami Augustyna . Co najbardziej odróżnia człowieka i świat od Boga, to brak własnego bycia. ów istotny “brak” charakteryzuje wszelki byt poza Bogiem. Wszystko, co możemy więc w świecie posiadać, do czego się możemy przywiązać (eigenschaft), w istocie jest nicością. Człowiek przywiązany do świata pozostaje odłączony od Boga. Żeby się móc do Boga zbliżyć, trzeba się odciąć od świata, od wszystkiego, co nie posiada “bycia” samo z siebie, a tylko zostało nim obdarowane. Trzeba się odciąć od “bycia”. Człowiek odcięty od “bycia”, które nie jest jego własnością (eigenschaft) staje się samym sobą czyli nicością. Bycie sobą zbliża go zaś do Boga, który nie może być nikim innym, jak tylko sobą.
Drogę do takiego odcięcia określił Eckhart terminem, który odtąd zawsze łączony będzie z jego imieniem: abegescheidenheit (odosobnienie, odcięcie, oderwanie, wyrzeczenie). We współczesnym niemieckim słowo to przybrało formę Abgeschiedenheit. W taki sposób tłumaczył Mistrz Eckhart łacińskie separatus. Podobna myśl pojawiła się wcześniej u Arystotelesa, w koncepcji nous choristos (abegescheiden Geist, intellectus separatus, intelekt oddzielony). Cały gest Abegescheidenheit był bowiem gestem intelektualnym, dokonywał się w umyśle (sele ). Na czym jednak ów gest polegał?
W kazaniu Intravit Jesus in quoddam Castellum Mistrz Eckhart komentuje fragment z dziesiątego rozdziału Ewangelii według świętego Łukasza: “38. W dalszej ich podróży przyszedł do jednej wsi. Tam pewna niewiasta, imieniem Marta, przyjęła Go do swego domu. 39. Miała ona siostrę imieniem Maria, która siadła u nóg Pana i przysłuchiwała się Jego mowie. 40. Natomiast Marta uwijała się koło rozmaitych posług. Przystąpiła więc do niego i rzekła: ŤPanie, czy Ci to obojętne, że moja siostra zostawiła mnie samą przy usługiwaniu? Powiedz jej, żeby mi pomogłať. 41. A Pan jej na to odpowiedział: ŤMarto, Marto, troszczysz się i niepokoisz o wiele, 42. a potrzeba jednego. Maria obrała najlepszą cząstkę, której nie będzie pozbawionať”.
Wedle tradycyjnej interpretacji chrześcijańskiej istnieją dwie drogi dojścia do Boga: Marty i Marii. Pierwsza to praca i życie aktywne w czasie. Druga to brak (ledic) czynu. Jakiekolwiek przywiązanie do przedmiotów, czy nawet najbardziej szlachetnych czynności, oddziela człowieka od bezpośredniego dostępu do Boga, wszystkie te rzeczy przyjmują bowiem na siebie funkcje pośredników. Człowiek przywiązany do obiektów przejmuje też ich czasowość, ich “przedtem” i “potem”. Od takiego czasu musimy się uwolnić. Człowiek odosobniony obecny jest tylko “w chwili”, in diesem gegenwertigen nu (w tym obecnym teraz). Trzeba więc stanąć “obok rzeczy” i nie być “w rzeczach”.
Eckhartowe “odosobnienie” różne jest jednak od tak charakterystycznej dla mistycznych doświadczeń “ucieczki od świata” . Idzie bowiem nie o unikanie świata, ale odpowiednie w nim przebywanie. Prawdziwe działanie jest brakiem działania, bo to nie my, ale Inny przez nas działa. Na tym jednak nie koniec. Mistrz Eckhart idzie dalej. ich han ez ofte gesprochen…, daz der mensche also ledic sol sin aller dinge und aller werke… also daz er mohte sin ein eigen stat gotes, da got inne mochte wurken. Nu sagen wir anders. Ist…, daz stat vinde in ime ze wurkenne, …, so ist der mensche niht arm in der nehsten armuot, wan got der ist daz niht meinende, …daz der mensche habe eine stat in ime, da got inne muge wurken (“mówiłem często, że człowiek powinien być wolny od wszelkich rzeczy i wszelkich działań, aby mógł się stać miejscem własnym dla Boga, w którym Bóg mógłby działać. Teraz mówimy inaczej. Jeśli tak jest, że Bóg znajduje w człowieku jakieś miejsce, w którym może działać, to ów człowiek nie jest jeszcze ubogi w najwłaściwsze ubóstwo. Bogu wcale o to nie chodzi, by człowiek miał w sobie jakieś miejsce, w którym On mógłby działać”).
Bóg Stwórca, zależny od istnienia stworzeń, które obdarza “byciem”, pozostaje wciąż Bogiem w stworzeniach i sam w sobie nie istnieje. Najwyższe ubóstwo polega na odcięciu się również od takiego Boga. Mistrz Eckhart zwracać się będzie wielekroć bo Boga z błaganiem, aby go Bóg uwolnił od Boga. Człowiek winien “włamać się” (durchbrechen) poza Boga (der got), do Boskości (die gotheit). Bóg Stwórca, postać rodzaju męskiego, ufundowany zostaje na Boskości, wiecznym, nieruchomym, niezmiennym i wszechogarniającym źródle, gdzie wszystko jest w taki sposób, jak było, zanim jeszcze zaczęło być: na elemencie żeńskim! Taki stan, w którym człowiek “uwolniony jest od wszelkich obrazów i staje się tak wolny jak był, kiedy go jeszcze nie było” nazywa Mistrz Eckhart juncvrouwe (dziewica).
Radykalizm Abegescheidenheit sprawia, że Bóg znika, got entwirt , że ustaje wszelka płodność, a jest tylko “pustynia” (einoede, wustunge ). Okazuje się więc, że bycie Bogiem i sama Boskość to dwie zupełnie różne rzeczy . Dlatego także ludzie solten gedanken waz sie waeren (“winni myśleć, kim są”), a nie waz si taten (co robią). Człowiek może być sobą tylko wówczas, kiedy uzna własną nicość, kiedy stanie się wolny absolutnie, ledic und vri, od wszystkiego, nawet od Boga.
Trzeba jednak wyraźnie podkreślić, że nauka Mistrza Eckharta o abegescheidenheit nie była programem dla pustelnika: ani nie nawoływała do sztucznego izolowania się od społeczeństwa, ani do ucieczki do klasztoru czy na prawdziwą pustynię. W traktacie Die rede der unterscheidunge, napisanym po niemiecku, a więc nie adresowanym wyłącznie do garstki uczonych teologów, ale także do zwykłych wiernych, powiada Eckhart: “Pytano mnie: niektórzy ludzie zdecydowanie odwracają się od innych ludzi i najchętniej przebywają w samotności, wtedy znajdują dla siebie spokój, czy takie [postępowanie] jest najbardziej właściwe? Mówię na to: Nie! i zważcie dlaczego! Kto postępuje sprawiedliwie, ten doprawdy postępuje tak na każdym miejscu i pośród wszystkich ludzi. Kto postępuje niesłusznie, ten czyni tak na każdym miejscu i pośród wszystkich ludzi. Kto postępuje sprawiedliwie, ten naprawdę ma Boga przy sobie. Kto zaś ma naprawdę przy sobie Boga, ten ma Go we wszystkich miejscach, nawet na ulicy, i przy wszystkich ludziach, zarówno w kościele, jak i na pustkowiu, czy w celi” .
gelazenheit
1.Abegescheidenheit nie prowadzi do jakiejś absolutnej negacji. Jej dopełnieniem jest płodność: dziewica (juncvrouwe) musi być jednocześnie żoną (wip) . Człowiek, gdyby na zawsze został “dziewicą”, nie mógłby wydać z siebie żadnego owocu. Jeżeli ma być płodny, musi być “żoną”. Na dar od strony Boga winien człowiek jakoś odpowiedzieć. “Sprawienie, że dar rodzi owoce, to jedyny sposób wyrażenia wdzięczności za dar”. W umyśle wypróżnionym z wszelkich obrazów i czynów dokonują się narodziny Jesusa, wypowiedziane zostaje Słowo Boga. ów poród odbywa się w najgłębszych posadach serca. Taka aktywna strona “odosobnienia” najbardziej przypomina arystotelesowy koncept “czynnego intelektu”, który jak światło “tworzy” wszystkie rzeczy, bo oświetlając je sprawia, że stają się one widoczne . Również temat narodzin Boga w człowieku nie jest nowy, pojawia się już od drugiego wieku w pismach Ojców Kościoła, szczególnie Orygenesa . Nowa jest jednak myśl przyznająca człowiekowi czynny udział w narodzinach Syna Boga.
2.Do obowiązków średniowiecznego profesora teologii należało uczestniczenie w prowadzonych na uniwersytecie dyskusjach. Podczas pierwszego okresu nauczania w Paryżu skomponował Mistrz Eckhart odpowiedzi na trzy pytania. Pierwsze z nich brzmiało: Czy bycie Boga i rozumienie są identyczne? (Utrum in deo sit idem esse et intelligere?). Odpowiedź Mistrza Eckharta była twierdząca: Bóg est intellectus et intelligere et non ens vel esse (Bóg “jest intelektem i rozumieniem; nie jest On bytem czy byciem”) . Padają też wówczas znamienne słowa: “nie jestem już dłużej zdania, że Bóg poznaje, ponieważ jest, [myślę teraz], że jest, ponieważ poznaje; Bóg jest więc intelektem i poznaniem i samo poznanie stanowi fundament Jego bycia” .
Myślenie o Bogu jako “byciu” i Bogu jako “inteligencji” wydają się dwoma różnymi próbami zrozumienia tego samego Boga. “Bóg nie jest tym czy tamtym … Jeśli nawet mówiłem, że Bóg nie jest byciem i jest ponad bycie, nie odmawiałem Mu przez to bycia, a tylko je w Nim wywyższałem” . Refleksja nad byciem poprzez gest abegescheidenheit prowadziła w kierunku przekroczenia “bycia”. Wszystkiego dokonywał jednak intelekt, czyżby więc tym, co po przekroczeniu “bycia” zostawało, miał być “intelekt”? Oczywiście nie! Trzeba się przełamać także poza intelekt, do samych posad (grunt) “boskości Boga” (Gotheit). Zatrzymajmy się jednak na chwilę przy samym “intelekcie”, aby się nieco choć przybliżyć do zrozumienia osławionego intelektualizmu Mistrza Eckharta.
Raport z sesji trybunału biskupa w Kolonii, przed którym oskarżony Mistrz Eckhart musiał się tłumaczyć ze stawianych mu zarzutów, zawiera pod datą 26 września 1326 następującą wypowiedź Eckharta: “Istnieje w umyśle jakaś moc, której działanie jest identyczne z działaniem Boga. Tworzy ona i produkuje wszystkie rzeczy wspólnie z Bogiem, i nic ją nie łączy z czymkolwiek innym; zjednoczona z Ojcem rodzi samego Syna” .
Kiedy indziej zaś, przemawiając 13 lutego 1327 w jednym z kolońskich kościołów, stwierdził, że owa moc w umyśle nie jest ani stworzona, ani nie daje się stworzyć. Gdzie indziej znów powiada, że to “iskierka” (vunkelin), która nigdy nie gaśnie” i która zawiera “wizerunek Boga” czyli Syna . Kiedy w komentarzu do Ewangelii świętego Jana w kilku punktach przedstawiał Mistrz Eckhart zręby swej estetyki, stwierdził, że obraz (imago) otrzymuje całe swe “bycie” od pierwowzoru (exemplum), którego jest obrazem, oraz że obraz i pierwowzór są sobie współczesne i że są identyczne .
Konsekwencją przyjścia Boga na świat w postaci człowieka stało się wyróżnienie człowieka spośród innych stworzeń. Got ist in allen dingen, aber als got gotlich ist und als got vernunftig ist, so ist got niedert als eigentlich als in der sele… Da diu zit nie in enkam, da nie bilde in geliuhte, in dem innegesten und in dem hochsten der sele schepfet got alle die welt (“Bóg jest we wszystkich rzeczach, ale jako Bóg Boski i jako Bóg Rozumny, może być tylko w umyśle … Tam, gdzie czas nie płynie, gdzie żaden obraz nie świeci, w najgłębszym wnętrzu umysłu i w jego najwyższych rejonach, tworzy Bóg cały świat”).
Na tym jednak nie koniec. “Intelekt od Syna ucieka” . Działanie intelektu nie wyczerpuje się bowiem w narodzinach Syna. Najważniejszy czyn intelektu to durchbruch (przełom) w “niezgłębione posady Boga”.
2.Dopóki mówimy o Bogu w kategoriach stworzenia, związek pomiędzy Stwórcą i człowiekiem pozostaje bardzo silny. Tworzenie całego świata dokonać się może wyłącznie poprzez umysł człowieka. der mich nur fragte, ob got ie kein werc getuon mohte ane mich, sit doch allin dinc von ime gemachet sint und ane in niht gemachet ist, ich spreche: nein! was got hat allin dinc gemachet durch mich, do ich stuont in dem unergrundeten grunde gotes (“kiedy mnie pytają, czy Bóg uczynił kiedy jakie dzieło beze mnie – bo przecież wszystkie rzeczy uczynione są przez Niego i bez Niego nic nie powstało – mówię: Nie! Bóg uczynił bowiem wszystkie rzeczy z moją pomocą, kiedy [jeszcze] stałem w niezgłębionych posadach Boga”).
Odosobnienie dopełnia się w chwili, gdy człowiek staje ponownie w owych “niezgłębionych posadach Boga”. Stan w jakim się wówczas taki człowiek znajduje to gelazencheit, “wyzwolnienie”, które pozwala wszystkiemu być “bez [pytania] dlaczego” (sunder warumbe). Ten, kto w radykalny sposób odciął się od wszystkiego, także od Boga, znajduje nagle wszystko, czego przestał szukać, nawet Boga. To, co jest – zdaniem Mistrza Eckharta – nie było zawsze. Ale żeby taką naukę pojąć trzeba się przedrzeć samemu poza Boga, do “źródła” (ursprunc), a jedynym świadectwem dotarcia w owe rejony jest doświadczenie gelazencheit. Termin ten pochodzi od lazen (współczesna forma: lassen), “zaniechać”, “zostawić” (angielskie to let, to let be) i znaczy też “spokój”, “wieczna rezygnacja” . Ten, kto umie “zostawić” rzeczy same sobie, sam się od nich “wyzwala”, ale także rzeczy “wyzwala” od siebie: przywraca im ich pierwotną wolność. “Kiedy wola odwróci się na chwilę od siebie, i powróci do swego pierwszego źródła [in sinen ersten ursprunc], wtedy odzyskuje ona swój właściwy wolny kształt i jest wolna” . Co jednak jest owym pierwotnym źródłem?
“Wszystkie rzeczy zostały wyciągnięte z nicości; dlatego ich prawdziwym źródłem [ursprunc] jest nicość” . Nicość, która zainicjowała abegescheidenheit, stanowi także prawdziwą istotę gelazenheit i stoi u końca całego procesu, który w rzeczywistości jest tylko radykalnym powrotem do tego, co było, zanim zaczęło być cokolwiek.
Na początku wędrówki w kierunku abegescheidenheit, “odosobnienia”, czyli uznania własnej nicości, nie oczekiwał człowiek tak wiele. Jego ścieżka, która z początku zdawała się być ubóstwem z własnej woli i dekonstrukcją, teraz zawiodła go jednak w rejony poza Boga, gdzie przestał on samego siebie rozpoznawać. Doszedł do tego punktu w wędrówce, który japońscy mistrzowie Zen przedstawiają w postaci obrazów całkowicie zamalowanych na czarno : nie ma Boga, człowieka i świata, istnieje tylko nie dające się ująć w słowa wewnątrz-boskie “wrzenie” (łacińskie: ebullitio) czyli “źródło” rozumiane po niemiecku jako ur-sprunc (pra-skok), z którego wszystko wytryska. Owo “wrzenie” nie ma żadnego celu i nic w nim nie trwa. Ale wyprawa badawcza do źródeł zmieniła człowieka. Stał się skory do zabawy. Nie pyta więcej o znaczenia czy cele. Człowiek, powiada Mistrz Eckhart, nie opuszcza jednak wcale interesów tego świata, ale nie pragnie też zatrzymać Boga; wie, że takie pragnienie, nawet mistyczne, sprawia tylko, że człowiek zaczyna zapominać. Odosobniony człowiek oduczył się obiektywizować Boga w zewnętrznej relacji; w swej uczonej ignorancji zniósł wszelką relację. Zniósł Inność.
W procesie odosobnienia, czyli radykalnego “obnażenia” ze wszystkiego i uznania własnej nicości, człowiek zdobywa samego siebie, staje się sobą jako Syn Boży. Wskaźnikiem “odosobnienia” jest zaś gelicheit (spokój, równowaga): człowiek “odosobniony” w każdych warunkach jest “podobny” (gelich) sobie, i podobne mu jest wszystko inne . Człowiek rozpoznany został jako Twórca samego siebie! i Boga!
ein inic ein
Czym więc jest owa JEDNOŚĆ? Ani nie jest byciem, ani bytem, ani umysłem, ani nawet Bogiem. Jest przekraczaniem! Przekraczaniem zarówno rzeczy, jak i miłości, wiedzy, posiadania, a także przekraczaniem Boga. JEDNOŚĆ nie jest bowiem ani aktem Boga, ani człowieka. Jest tylko swobodna gra Boga, człowieka i wszelkiego stworzenia, jak w schillerowskim NULL. Ta gra polega na przekraczaniu wszystkiego, co da się przedstawić w obrazie, jest “przełomem” poza obraz, poza świat przedstawiany, poza teatr. Wyzwolony człowiek nic nie przedstawia, pozwala natomiast Bogu być sobą, przełamując się poza Boga, więcej nawet, wyzwolony człowiek wszystkiemu, sobie też, pozwala być sobą, to znaczy takim, jakim się było, zanim jeszcze zaczęło się być. Odosobnienie prowadzi do śmierci Boga, człowieka i świata po to tylko, by Bóg, człowiek i świat mogli być “powodami samych siebie” (causa sui) w Boskości (Gotheit), która w istocie jest nicością. JEDNOŚĆ może być tylko wydarzeniem, realizuje się całkowicie w owym ruchu przekraczania wszystkiego w kierunku źródła. Dopiero anonimowa Boskość (Gotheit) jest takim sposobem bycia, w którym naprawdę można napotkać inne byty, także siebie i Boga.
Pisząc te słowa odczuwam boleśnie, jak bardzo “język” utrudnia mi nazwanie “istoty rzeczy” eckhartowego doświadczenia “jedności w przełomie”. Nie opowiada on, jak czynić to będą inni mistycy, o swoich osobistych doświadczeniach duchowych, ale zatrzymuje się w samym środku mistycznego przeżycia i próbuje myśleć jakby z jego dna. Eckhart szczególnie bliski jest mojemu własnemu projektowi, bo nie pisze on o doświadczeniach, ale “z doświadczenia”, swojemu przeżyciu próbuje nadać interpretację filozoficzną. D. Mieth nazywa mistyczne piśmiennictwo Mistrza Eckharta “myślącym doświadczeniem”.
[Marek Lis, Zbigniew Solski (red.), Ikony Niewidzialnego (Opolska Biblioteka Teologiczna, 63), Redakcja Wydawnictw Wydziału Teologicznego Uniwersytetu Opolskiego, Opole 2003, s. 161-174]