SMUTEK MEKSYKU
[uwagi o książce Marii Sten Teatr – którego nie było]
Maria Sten napisała kolejną książkę, by dać wyraz swemu zdziwieniu i poniekąd rozczarowaniu, że w przedhiszpańskim Meksyku nie powstał nigdy taki sam teatr, jak w antycznej Grecji. Meksykanie śpiewali, tańczyli, a nawet wcielali się w inne postaci, nie potrafili jednak skomponować „porządnej” tragedii. Czyli takiej, jaką zalecał filozof Arystoteles w Poetyce. Opublikowaną u nas w roku 1982 książkę autorka zatytułowała programowo Teatr – którego nie było. Drukowany w bieżącym „Dialogu” rozdział z jej najnowszej pracy nosi równie wyrazisty, choć tym razem nieco zagadkowy tytuł: Tragedia przeciw tragedii. Na początku Teatru – którego nie było Sten cytuje opinię księdza Mariano Cuevasa z Bractwa Jezusowego: „Indianie przedhiszpańscy nie posiadali teatru, albowiem teatr nie jest sztuką ludzi smutnych”. Podejrzewam, że Maria Sten też się smuci, że Meksykanie nie umieli napisać tragedii, skoro sama wciąż o tym pisze. Chciałbym pocieszyć księdza i uczoną: Głowa do góry! Smutek nie ma tu nic do rzeczy! Trzeba natomiast uporządkować metodologię i rzetelniej przemyśleć relację pomiędzy obrzędem i teatrem.
Metodologia
Przywołanie antycznych Aten w studium poświęconym początkom teatru w Meksyku na pierwszy rzut oka wydaje się całkiem zrozumiałe, skoro to Grecy wynaleźli tę sztukę i określili jej wzorzec w nieśmiertelnych wykładach filozofa. Czy jednak rzeczywiście ludzkość wykształciła tylko jeden model teatru? Opisany przez Greków? Istnieje przecież wspaniały sanskrycki traktat Natjaśastra, wciąż zresztą czekający na polski przekład, w którym zdefiniowano zupełnie odmienną od greckiej praktykę teatralną. Niestrudzona Jadwiga Rodowicz opublikowała z kolei przed kilku laty znakomity przekład pism Mistrza Zeamiego, kodyfikatora jeszcze innego teatru, tym razem w Japonii. Szacuje się, że w Azji działa obecnie ok. 25 tysięcy zespołów teatralnych. Europocentryzm Marii Sten wydaje się niebezpiecznie balansować na granicy intelektualnego kolonializmu.
Osobny problem stanowi przywoływanie Arystotelesa na świadka klasycznej tragedii greckiej. Wykłady zawarte w Poetyce filozof wygłosił, wedle ustaleń Waltera Burkerta, w latach 30. IV wieku przed Chrystusem. Czyli ponad sto lat po śmierci Ajschylosa. Arystoteles nie usiłował rekonstruować kształtu tragedii z V wieku. Popierany przez Aleksandra Macedońskiego działał w zupełnie nowych czasach. Po demokracji, podobnie jak po wspaniałych dramatach, zostały wtedy już tylko wspomnienia. Arystoteles był w Atenach obcy, popierał go król macedoński, czyli okupant! No i był filozofem, interesowały go przede wszystkim kwestie ogólne: największym i bezspornym dokonaniem Poetyki jest ukazanie attyckiego teatru jako sztuki uniwersalnej. Ani razu nie wspomina autor o bogach czy polis, zdawkowo odnosi się do chóru. Zachowane sztuki Ajschylosa w zasadzie nie spełniają żadnego z arystotelesowskich kryteriów idealnej tragedii. Tymczasem teatr grecki był częścią oficjalnego, czyli popieranego i sponsorowanego przez państwo kultu boga Dionizosa. Maria Sten, zaczytana w Poetyce, a właściwie w jej współczesnych wykładniach, nie spostrzegła religijnego wymiaru ateńskiej tragedii. Grecki teatr, szczególnie w swych początkach, bardzo przypominał teatralne obrzędy Meksykanów. Do tego zagadnienia jeszcze powrócę.
Trzecia kwestia wiąże się poniekąd również z Arystotelesem. Wbrew milczeniu filozofa attycki teatr był silnie uwarunkowany kontekstami lokalnymi. Tragedie Sofoklesa, w których bogowie są zwykle nieobecni, a ludzie angażują się w nierozwiązywalne konflikty, powstały w czasach rozkwitu ateńskiej demokracji. Fundamentem tego systemu politycznego był wolny spór przeciwstawnych często racji. Każdy obywatel mógł wyrazić własną opinię i wziąć udział w dyskusji. Debata stała się głównym sposobem opisywania świata. Sztuki Sofoklesa znakomicie tę dynamiczną rzeczywistość wyrażały. I z pewnością jej nie kwestionowały. Podobnie jak dramaty Eurypidesa. W Meksyku demokracja nie zdążyła się rozwinąć – być może za sprawą europejskich najeźdźców. Mity meksykańskie wyjaśniały i opisywały rzeczywistość zupełnie inną od greckiej. Czy można mieć pretensje do Meksykanów, że tworzyli sztukę wyrażającą własną rzeczywistość? Uniwersalizm Marii Sten zbyt ją oślepia, nie dostrzega rzeczywistości, widzi tylko konstrukty, do tego stworzone tysiąc lat wcześniej, na innym zupełnie kontynencie.
Praktyka performatywna Azteków różniła się też zasadniczo od literatury Greków. Po cóż porównywać treść greckiego mitu z przebiegiem meksykańskiego rytuału? Azteckie obrzędy funkcjonowały w świecie mitologii azteckiej, nie – greckiej. Chrześcijańskie moralitety czy misteria także nie były konstruowane zgodnie z zasadami Arystotelesa, bo nie miały wyrażać greckich mitów. Komparatystyka to trudna metoda, trzeba wyraźnie określić płaszczyznę i kryteria porównawcze, by uniknąć chaosu. Porównywanie greckiego mitu z azteckim obrzędem wydaje się poznawczo jałowe.
Obrzęd i teatr
Maria Sten dowodzi, że teatr zaczyna się od literatury. Autorka zdaje się nie dostrzegać istnienia antropologii, choć już w latach 30. ubiegłego stulecia Antonin Artaud szukał korzeni teatru właśnie w Meksyku, a pół wieku później dotarła tam międzynarodowa ekspedycja Teatru Źródeł Jerzego Grotowskiego. Związkom greckiego teatru z rytuałem poświęcono ostatnio sporo uwagi. Najbardziej radykalne stanowisko zajął Eli Rozik, teatrolog z Tel Awiwu. W licznych artykułach i książce The Rooots of Theatre twierdzi, że teatr to medium i nie ma nic wspólnego z praktykami życia codziennego, takimi jak religia czy kult. Można używać teatru do interpretacji obrzędu, ale nie da się za jego pomocą wpływać na przebieg zdarzeń. Rozik opisuje świat antycznych Aten kryteriami współczesnymi, spogląda na Greków poprzez filtr XX wieku. Używa dzisiejszych kryteriów naukowych. Grecy tymczasem nie odróżniali praktyk obrzędowych od artystycznych czy politycznych. Nie mieli nawet wyrazu znaczącego „religia”. Rozik unicestwia więc opisywane przez siebie zjawisko każąc teatrowi odgrywać rolę, której Grecy nie potrafiliby w swoim języku nawet nazwać. Podobną strategię stosuje Sten, żądając niemal od Azteków inscenizowania greckich mitów.
Odwrotną postawę przyjęła Christiane Sourvinou-Inwood. Brytyjska uczona próbuje spojrzeć na genezę attyckiej tragedii oczami antycznych Greków. Seria wykładów, wygłoszonych wiosną 1994 roku na Uniwersytecie Harvarda, zaowocowała w roku 2003 fascynującą książką Tragedy and Athenian Religion. Za źródło greckiego teatru autorka proponuje uznać powtarzany co roku rytuał powitania i ugoszczenia Dionizosa, ksenismós – odgrywano wówczas pierwsze przybycie boga do Aten. Sourvinou-Inwood podkreśla kluczowe znaczenie rytualnego mordu. Grecy, podobnie jak Azteccy, składali swoim bogom krwawe ofiary. Mordowanie zwierząt towarzyszyło zresztą potem przedstawieniom tragedii. Ateński Teatr Dionizosa należał do świątyni boga. Za budowlą skene stał ołtarz, na którym wprawni kapłani zabijali dziesiątki zwierząt. Kiedy zza drzwi skene rozległo się wołanie o pomoc mordowanego króla Agamemnona, widownię z pewnością przeszył dreszcz trwogi – z tego samego kierunku dochodziły przecież jęki zarzynanych byków i owiec. Mord w ateńskim teatrze dokonywał się naprawdę. Oglądanie greckiej tragedii bardziej przypominało doświadczenie azteckiego teatru śmierci niż teatru współczesnego, nawet najbardziej awangardowego, choćby Brechta. Przedhiszpański krwawy obrzęd, opisany przez Marię Sten w drugim rozdziale książki Teatr – bez teatru, mógłby stanowić znakomite uzupełnienie wydanego w roku 2002 studium duńskiej uczonej Inge Nielsen Cultic Theatres and Ritual Drama.
Nie do utrzymania jest powtarzana przez Sten za wcześniejszymi badaczami teza o narodzinach greckiej tragedii z buntu człowieka wobec bogów. Wręcz odwrotnie. Tragedia afirmowała boski ład. Dramaty Ajschylosa kończyły się ustanowieniem kultu i przezwyciężeniem kryzysu. Ani Kreon, ani Antygona nie występowali świadomie przeciwko bogom. Bachantki Eurypidesa także nie były krytyką wymierzoną w Dionizosa, jak to usiłowano jeszcze do niedawna dowodzić: dramat ukazuje potęgę boga, który zwycięża nieufnego człowieka i w finale ustanawia nowy obrzęd. ów obrzęd – czyli Dionizje – był zresztą festiwalem, podczas którego zaprezentowano tę sztukę po raz pierwszy. Ateńczycy przychodzili do Teatru Dionizosa, żeby odnowić związek miasta z bogiem, choć w niektórych komediach, jak choćby w Żabach Arystofanesa, nieco sobie z Dionizosa dworowali. Religijność grecka różniła się bowiem zasadniczo od religijności chrześcijańskiej czy azteckiej. Rytuał grecki składał się z dwóch części: eufemicznej i ajschrologicznej. W pierwszej do boga zwracano się z całą powagą – odpowiednikiem krwawej ofiary w teatrze była tragedia. Część ajschrologiczna składała się z bluźnierstw i urągań. Komedia kontynuowała tradycję obscenicznych gestów wykonywanych na przykład podczas pielgrzymki wiernych do Eleusis.
Wymieniam te wszystkie wątki, by zasygnalizować złożoność relacji między sztuką i religią. Relację tę jeszcze bardziej problematyzuje i komplikuje praktyka teatrów azjatyckich. Trzydziestodniowe przedstawienie Ramlila w indyjskim mieście Ramnagar to wciąż przede wszystkim rytuał. Pośród milionowej widowni przeważają wierni. A mimo to teatralność niektórych scen zapiera dech – w finale olbrzymie posągi złych bogów dosłownie eksplodują w powietrzu. W kategoriach Marii Sten Ramlila nie byłaby jednak teatrem, bo treść widowiska nie wyraża konfliktu człowieka z bogami, a forma ignoruje zalecenia Arystotelesa.
Reasumując
Meksykanie opisywani przez Marię Sten wcale nie wydają się smutni, a przez to niezdolni do stworzenia teatru. Krwawe obrzędy wieńczyli wybuchami radości. Mieli nawet swojego Prometeusza. Bóg Quetzalcóatl, „dobroczyńca ludzkości”, wykradł czerwonej mrówce kukurydzę i dał człowiekowi, by mógł się pożywić. Sten ma jednak do boga pretensję, że się nie buntował i przez to uniemożliwił powstanie porządnej meksykańskiej tragedii. Aztekowie wykształcili własny teatr obrzędowy. Odmienny od greckiego. Różny także od teatru sanskryckiego czy japońskiego. By móc ów teatr dostrzec, trzeba chyba jednak podjąć pokorną próbę spojrzenia na aztecką kulturę od strony Azteka.